Muzyka łagodzi … ból

Posted on
muzykoterapia,medycyna estetyczna
Analgezja (zjawisko zniesienia czucia bólu) najczęściej kojarzona jest z anestezjologią operacyjną w formie farmakoterapii. Niesłusznie. Zniesienie czucia bólu, równie ważne jak w operacji bywa w prostym nawet zabiegu. Osiągnąć ją można na wiele nie farmakologicznych sposobów: neurolizą, elektroterapią, masażem, gimnastyką leczniczą, wreszcie – co dla wielu z nas może być zaskakujące – muzyką.

Wchodzimy do gabinetu lekarskiego, żeby poddać się zabiegowi medycyny estetycznej. Lekarz po tym, jak usiądziemy na fotelu, włącza muzykę z głośników lub zakłada nam słuchawki. Dziwne? Tylko na pozór. Niespotykane? Niekoniecznie. Na Zachodzie w wielu klinikach muzykoterapia stosowana dla osiągnięcia analgezji, to normalność. Muzyka jest bowiem czynnikiem, który w sposób kojący, uspokajający lub odwracający uwagę od możliwego odczucia bólu działa uniwersalnie, na każdego człowieka.

Muzykę odbieramy na dwa sposoby: świadomie i podświadomie. Pierwszy ze sposobów odbioru daje nam do odebrania sygnał pozytywny (muzyka się nam podoba) lub negatywny (nie podoba się). W pierwszym przypadku uspokajamy się niejako „zanurzając się” w słyszanych dźwiękach. Drugi, jakkolwiek jest odczuciem negatywnym (staramy się znaleźć sposób na wyłączenie irytujących dźwięków) także skupia naszą uwagę odwracając ją od możliwego do odczucia bólu. Tu czai się pewien podstęp: należy przemyśleć jaką dobrać muzykę do osiągnięcia analgezji, aby niezadowolony z muzyki pacjent nie połączył negatywnych odczuć z samym zabiegiem lub gabinetem.

Oprócz świadomego postrzegania muzyki jest jeszcze jeden problem. Trudno oczekiwać, aby lekarz dysponował w gabinecie biblioteką muzyczną dzięki której każdorazowo dobierałby repertuar do oczekiwań pacjenta. Ten problem tkwi nie tylko w zgromadzeniu takiej biblioteki i dodatkowym czasie jaki musiałby przeznaczyć lekarz na dobór repertuaru, ale także w opłatach za użycie tej muzyki. Lekarz bowiem musiałby opłacać tantiemy od publicznych odtworzeń, a nadto uzyskać potrzebne zgody, co w Polsce nie jest łatwe, trzeba bowiem podpisać serię umów z właścicielami praw oraz z ZAIKSem. Trzeba też tworzyć listę rozliczeniową, czyli w praktyce wypełniać druczki wpisując do nich każdy odtworzony utwór. Czyli znów: odpada.

Wydaje się więc, że warto dla osiągnięcia celu (analgezji) byłoby skupić się na podświadomym postrzeganiu muzyki. W tym przypadku nie trzeba szukać najnowszych ani najbardziej znanych przebojów. Bezpiecznym i uniwersalnym wyborem wydaje się być stworzenie bazy dźwiękowej za pomocą dostępnych także na polskim rynku płyt nie podlegających tantiemom i zróżnicowanym umowom w zakresie praw autorskich, zawierających muzykę instrumentalną, często wzbogacaną odgłosami natury (pozytywnie postrzeganą zwykle i przez fanów muzyki klasycznej, i fanów death metalu). Rozwlekłe, instrumentalne dźwięki, prowadzą bowiem do uzyskania efektu wyciszenia, uspokojenia i relaksu. Najogólniej rzecz ujmując, korzystnym – jak twierdzą banki muzyczne i użytkownicy – jest ujęcie w swoim muzycznym menu utworów nowoczesna klasyki, chilloutu, relaksacji z naturą (w tempie 65–90 bmp)

Czy polecam jakiś szczególny rodzaj muzyki? Nie podejmę się takiego wyzwania. Nie podejmę się też wyzwania polecenia jakiegoś szczególnego banku muzycznego (choć wiem, że takie w Polsce istnieją). Czy jednak jako pacjent chciałabym usłyszeć muzykę w gabinecie? Tak, zapewne nie ja jedna. I miło byłoby, gdyby nie było to radio z najnowszymi przebojami dance. Może warto na temat muzyki w gabinetach medycznych podyskutować?…

0 Comments

Leave a comment

Your email address will not be published.