Słowo pisane ma wielką moc, szczególnie w czasach wszechobecnego Internetu. Każdego dnia miliony ludzi na całym świecie wpisują w wyszukiwarkę internetową zapytania dotyczące istotnych dla nich informacji. Coraz częściej zdarza się, że pytania te dotyczą ich stanu zdrowia i objawów chorobowych. Internet przejmuje rolę lekarza pierwszego kontaktu, a skutki tego mogą być tragiczne.
Gdzie popyt, tam podaż – ta zasada sprawdza się w każdej sytuacji. Stąd wysyp domorosłych internetowych ekspertów. Przerażającym jest fakt, że w dobie społeczeństwa cyfrowego takim ekspertem może stać się każdy, i to w każdej dziedzinie, mimo braku kompetencji i doświadczenia.
Medycyna, to dziedzina wymagająca nieustannego poszerzania wiedzy i umiejętności, śledzenia nowinek branżowych. Prowadząc własne strony informacyjne staram się „być na bieżąco” i stale poszerzać wiedzę także obserwując doniesienia internetowe, ale… ostatnio coraz częściej trafiam na tzw. „perełki informacyjne”, czyli informacje utrzymane w tonie wypowiedzi eksperckich, tworzone jednak przez osoby kompletnie nie związane z branżą medyczną i – co za tym często idzie – przekazujące kompletnie nieprawdziwe lub niezgodne ze sztuką medyczną informacje. Osoby korzystające z zabiegów medycyny estetycznej lub chirurgii plastycznej po kilku wizytach w w/w gabinetach czują się często na tyle kompetentne w tych dziedzinach, że zaczynają tworzyć własne materiały eksperckie. Nie byłoby to groźne ani rażące, gdyby przekazywane w ten sposób informacje utrzymane były wyłącznie w tonie opisywanych doświadczeń własnych. Niestety bywają jednak stylizowane na informacje tworzone przez wykwalifikowanego specjalistę danej dziedziny. Najczęściej stanowią zbitek kopiowanych lub wyrwanych z kontekstu wypowiedzi z wielu stron internetowych o tej tematyce.
I tu problem jest znacznie większy, niż mogłoby się wydawać. Wyobraźcie sobie, jak może wyglądać rozmowa ze specjalistą medycyny estetycznej lub chirurgiem plastycznym pacjentki, która przed konsultacją naczytała się takich informacji. Postawcie się w skórze prawdziwego eksperta, któremu przychodzi zmierzyć się z informacjami zaczerpniętymi od internetowej idolki której wiedza o medycynie nie jest podparta autorytetem lekarzy od których czerpie informacje.
Jak grzyby po deszczu wyrastają gabinety i kliniki oferujące usługi medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej. Konkurencja na rynku medycyny jest duża, i dobrze. Dobrze dla pacjentów 😉 Jednak wciąż apeluję o dokonywanie mądrych wyborów, determinowanych przez wyszukanie doświadczonego specjalisty, a nie najniższej oferowanej ceny.
Część nowo powstałych klinik swoją strategię marketingową kieruje w stronę kontraktów promocyjnych z osobami posiadającymi dużą liczbę fanów na swoich kanałach internetowych. Czy to dobra strategia? Na to pytanie powinni odpowiedzieć ci, którzy skorzystali z takich usług. Kliniki korzystające z usług promocyjnych osób, które do tej pory związane były z zupełnie inną branżą/tematyką, powinny uważnie weryfikować przekazywane przez swoich kontraktowych influencerów informacje i autoryzować teksty sygnowane logiem ich kliniki. Nie tylko dziennikarz prowadzący bloga, ale i bloger bez doświadczenia dziennikarskiego powinien natomiast dbać o to, żeby przekazywane przez niego treści były merytorycznie sprawdzone
Powinna obowiązywać zasada ograniczonego zaufania, dla dobra wszystkich 😉
Idol nie musi wiedzieć wszystkiego. I często nie wie. Ale „na prośbę fanów” (lub zlecenie zleceniodawcy) pisze, co myśli o tym, czy o owym. Także o sposobach leczenia, czy zabiegach.
Sami odpowiedzcie sobie, czy warto sięgać do takich informacji, jeśli stawką jest zdrowie, życie, czy choćby wygląd.
0 Comments