Jesteś ciałopozytywna, czy ciałoneutralna?
Że co ?! – zapewne wiele z Was tak właśnie zareaguje…
A lepiej zorientować się w tym temacie, bo właśnie o postrzeganiu własnego ciała będą toczyły się w tym roku gorące dyskusje.
Body positivity, czyli tzw. ciałopozytywność, to w dużym skrócie duma z tego, jak się wygląda, i pozbycie się kompleksów np. wynikających ze zmarszczek, rozstępów, wagi itp. Ruch, który powstał w Stanach Zjednoczonych w połowie lat 60, promował pozytywne podejście do swojego wyglądu, do postrzegania swojego ciała jako pięknego nawet, jeśli nosimy rozmiar powyżej 38.
Ruch ten spotkał się z falą hejtu. Pojawiły się głosy o tym, że zwolennicy ruchu sami siebie postrzegają przez pryzmat ciała, niezależnie jakie by ono nie było. Choć pojawiły się też głosy, które mówiły, że „ciałopozytywni” to wyłącznie osoby o rozmiarze XL, atrakcyjne, zadbane i … wyłącznie białe. Pojawiło się zatem pytanie: co z resztą, która nie wpisuje się w te ramy ?
Zatem ciałoneutralność…
Nowa fala feministek rozpoczęła promocję nowego trendu w postrzeganiu własnego ciała, tzw. ciałoneutralności (body neutrality). Ten nowy trend ma za zadanie wypowiedzenie wojny kultowi ciała. Jego mottem jest: „Postrzegaj siebie przez pryzmat swoich osiągnięć i unikalnych cech, a nie tego, jak wyglądasz.” Zatem: Nie skupiaj się na ciele. Pomyśl na przykład, jak silne są twoje nogi i ręce, a nie – jaki mają rozmiar i czy na ramionach widać „motylki”, a na udach pomarańczową skórkę.
Jameela Jamil, brytyjska dziennikarka i aktywistka, powiedziała: „Nie chcę już mówić o ciałopozytywności. Chcę, żebyśmy odzyskały kontrolę nad tym, za co kobiety są doceniane.”
I trudno nie przyznać jej racji. Warto zatem odłożyć myślenie wyłącznie przez pryzmat ciała.
I tu wrócę do pytania z początku tekstu: Jesteś ciałopozytywna, czy ciałoneutralna?
I dołożę drugie, swoje, pytanie: Czy nie można być naraz ciałopozytywną i ciałoneutralną?
Moim zdaniem oba trendy nie muszą się wykluczać 😉
0 Comments