Najpierw obie urosły do rozmiaru J. Później lewa pierś przegrała walkę z rakiem. Ostatecznie chirurg z Łodzi zrobił z jednej dwie. To pierwsza taka operacja w Polsce.
Ma 46 lat, męża i córkę nastolatkę. Szyje firanki w rodzinnej firmie dekoratorskiej na Lubelszczyźnie. Narzekać nie zwykła, a jednak na piersi trudno było się nie poskarżyć. – Jestem niewysoka i ważyłam zwykle nieco ponad 50 kg. A piersi miałam w rozmiarze J. Jak gdzieś wchodziłam, to najpierw biust, a potem ja – opowiada pani Elżbieta. Gdy chciała podbiec do autobusu, musiała przytrzymywać kilka kilogramów krągłości. – Ale największy problem to miałam z ubraniami. Bo powinnam nosić 40, a biust mieścił się dopiero w 46 – komentuje. O zmniejszeniu jeszcze wówczas nawet nie marzyła. Zadecydowała za nią choroba.
Najpierw coś przeszkadzało pani Eli pod lewą pachą. Dość szybko odkryła, że to guzek. Zaledwie 1,5-centymetrowy. W rozmiarze J wydawał się okruszkiem. – Okazało się, że to rak. Gdy usłyszałam diagnozę, zalałam się łzami – opowiada. Szybko jednak wzięła się w garść. – Bo tata też miał raka. Przed 20 laty, a żyje i ma się świetnie. Pomyślałam, że skoro tacie się udało, to mnie również się powiedzie – komentuje.
W 2009 r. przeszła pierwszą operację. Warszawscy lekarze zastosowali leczenie oszczędzające. Wycięli guzek i węzeł chłonny. Ale w 2013 r. uznali, że pierś jednak trzeba usunąć. Po mastektomii pani Ela zaliczyła radioterapię. I pojawiły się niepożądane efekty. Nie dość, że uszkodzone zostały nerwy, to jeszcze miejsce po piersi mocno się zniekształciło. Skóra stała się gruba, ciemna i pomarszczona. – Wyglądało to nieładnie. Jak zmarszczona muszla. Odpadały dekolty i wycięcia przy pachach. Na szczęście jestem twardzielką, więc starałam się nie przejmować – wspomina.
Poproszę dwie z jednej
Ale to był dopiero początek problemów. Z czasem okazało się, że pani Elżbiecie coraz bardziej dokucza kręgosłup. – W biustonoszu nosiłam protezę ważącą 1,3 kg, a to i tak było za mało, by zrównoważyć ciężar mojej własnej piersi. Ramiączka wrzynały mi się w skórę, a ja coraz mocniej krzywiłam się na prawą stronę – relacjonuje.
Przed rokiem usłyszała o specjaliście od chirurgii estetycznej, który od lat wykonuje rekonstrukcje piersi. To prof. Paweł Szychta z Kliniki Chirurgii Onkologicznej i Chorób Piersi Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. – Moja znajoma była jego pacjentką. Zażartowałam, by przy następnej wizycie zapytała, czy z jednej piersi da się zrobić dwie. I zapytała – opowiada pani Ela.
Jak na medyczną amatorkę – pomysł niemal rewolucyjny. Ale przed panią Elżbietą wpadli na niego także światowej sławy chirurdzy plastyczni z Wielkiej Brytanii i Belgii. A to właśnie tam dokształcał się przez prawie dwa lata prof. Szychta. – Uczestniczyłem wówczas w pionierskich operacjach nazywanych potocznie dzieleniem piersi. Tym bardziej ucieszyło mnie pytanie pacjentki – opowiada.
Jesienią pani Ela przyjechała do Matki Polki na pierwsze konsultacje. – Przeraziło mnie trochę, że to taki młody lekarz – wspomina.
– Gdy zobaczyłem panią Elżbietę, uznałem, że to świetna kandydatka do zabiegu. Cierpiała z powodu zmian zwyrodnieniowych w kręgosłupie, które były efektem jednostronnej gigantomastii, a zniszczona skóra była przeszkodą do przeprowadzenia rekonstrukcji z wykorzystaniem implantu – mówi prof. Szychta.
Nie ukrywał jednak przed pacjentką, że operacja niesie ryzyko. Trudność polega na tym, że chirurg musi znaleźć perforator, czyli drobne naczynie krwionośne o średnicy zaledwie 0,5 mm, nie uszkodzić go i tak przesunąć tkankę z piersi nr 1, by nie ucisnąć naczynia, a jednocześnie utworzyć odpowiedni kształt nowej piersi. – Miałem pewne wątpliwości, ale mój szef, prof. Marek Zadrożny, był przekonany, że dam radę – mówi prof.
– I ja również byłam pewna, że wszystko będzie dobrze – dodaje pani Ela.
Medyczny recykling
Operacja trwała ponad trzy godziny. Prawa pierś została pomniejszona i podciągnięta do góry. Lewa powstała niemal od nowa. I wypełnienie, i skórę dostała od swojej sąsiadki. – Gdy tylko się obudziłam, zadzwoniłam do męża. „Słuchaj, mam dwa fajne cycki” – opowiada pani Ela.
Teraz obie piersi są w rozmiarze D. Dzieli je zaledwie 50 g różnicy. Zrekonstruowana jest nieco większa, żeby w razie potrzeby mieć materiał do kształtowania piersi. Ostateczne poprawki zostaną zrobione za trzy miesiące. Wtedy nowa pierś doczeka się również brodawki. Nie trzeba będzie tworzyć jej od zera, bo pani Ela jest wyjątkową szczęściarą – zamiast jednej ma na prawej piersi dwie brodawki. Ta nadwyżkowa zostanie w pełni wykorzystana.
Oboje żartują, że ich współpraca to przykład ekochirurgii i medycznego recyklingu. I oboje są zadowoleni z efektu. – Chirurgia plastyczna jest moją wielką pasją. Poprawia nie tylko niedoskonałości ciała, ale wpływa również na stan psychiczny i samoocenę pacjentów. A rekonstrukcje piersi szczególnie mocno zwiększają jakość życia, bo po traumie związanej z rakiem piersi przywracają pacjentkom to, co w społeczeństwie utożsamiane jest z symbolem kobiecości – komentuje prof. Szychta.
Pani Ela swoją radość opisuje krótko: – Na dyskotekę bym pobiegła, ale na razie nie wolno mi skakać.
Tydzień po operacji pani Ela wróciła do domu. Operacja dzielenia piersi to prawdopodobnie pierwszy tego typu zabieg w Polsce.
***
Prof. Paweł Szychta jest specjalistą chirurgii plastycznej, rekonstrukcyjnej i estetycznej. Po studiach na Uniwersytecie Medycznym w Łodzi szkolił się w szpitalach w Bydgoszczy, Warszawie i Łodzi oraz podczas staży w zagranicznych ośrodkach, głównie w Wielkiej Brytanii i Belgii. Obecnie pracuje w ICZMP pod kierunkiem chirurga onkologa prof. Marka Zadrożnego. Za osiągnięcia kliniczne i naukowe otrzymał międzynarodowe i krajowe nagrody i stypendia. Za współpracę pomiędzy medycznymi ośrodkami naukowymi dostał przed dwoma tygodniami medal od księżniczki Anny.
Żródlo: http://lodz.wyborcza.pl/
0 Comments